Ważne, ciekawe, interesujące – co się u nas dzieje

treść strony

Entuzjasta Erasmusa – staże i wyjazdy w praktyce

O wymianach młodzieżowych i stażach absolwenckich Erasmusa+ wie zbyt mało osób – mówi Emil Al-Khawaldeh, który przetestował program na własnej skórze, a dziś pracuje w Biurze Edukacji Szkolnej, Młodzieży i EKS-u FRSE.

 

  • fot. Szymon Łaszewski/FRSE

MŚ: Jesteś żywą reklamą programu Erasmus+. Byłeś na wymianie studenckiej, wymianie młodzieżowej, stażu absolwenckim w organizacji pozarządowej zajmującej się projektami Erasmusa+, a teraz pracujesz w Narodowej Agencji Programu Erasmus+. Nawet magisterkę na ten temat napisałeś.
EA-K: Sam o sobie mówię: Entuzjasta Erasmusa. Zakochiwałem się w nim z każdym kolejnym projektem. Ta miłość zaczęła się w czasie wymiany studenckiej. Siedzimy sobie na imprezie w akademiku, kilkanaście osób z całej Europy, i myślę: „Jakie to jest wspaniałe! Jeszcze parę tygodni temu w ogóle się nie znaliśmy i pewnie nigdy byśmy się nie poznali, gdyby nie Erasmus”. I już czujemy, że z tego spotkania mogą się zrodzić naprawdę trwałe relacje. Wszystko zawdzięczamy Erasmusowi, który daje nam przestrzeń, środki i możliwości, by poznawać ludzi z innych krajów.

Po to wyjechałeś na Erasmusa?
Byłem na trzecim roku licencjatu z socjologii na Uniwersytecie Wrocławskim. Nie miałem pewności, czy w ogóle pójdę na studia magisterskie, ale pomyślałem: „Nigdy nie mieszkałem w akademiku, fajnie byłoby spróbować”. I przyszedł mi do głowy Erasmus. Na uniwerku nie było dużego zainteresowania programem, mogłem pojechać, gdziekolwiek chciałem. Wybrałem Czechy.

Tak blisko?
Znajomi się śmiali, że mam szansę na podróż życia, a ja jadę 200 km od Wrocławia. Ale to nie ma znaczenia, gdzie jedziesz, bo wszędzie pozna się wspaniałych ludzi. Poza tym uznałem, że fajnie będzie wyskoczyć do domu na święta, odwiedzić rodzinę, przyjaciół. Nie ukrywam, że brałem też pod uwagę kwestie finansowe. Z tego powodu od razu wyeliminowałem kraje skandynawskie. Pamiętam, że jeszcze w gimnazjum mówiłem mamie, że pojadę na Erasmusa. Odpowiadała, że nas na to nie stać. A jednak złożyłem podanie, całe wakacje przed wyjazdem do Czech pracowałem, żeby odłożyć pieniądze.

Samo stypendium by nie wystarczyło?
Nie, ale też nie taka jest jego rola. Chodzi o wyrównanie kosztów życia w stosunku do kraju, z którego się pochodzi. Poza tym na Erasmusie nie chce się oszczędzać. To czas podróży, spotkań towarzyskich. Dlatego w połowie wymiany znalazłem pracę – w magazynie firmy kurierskiej. Zatrudnił się tam też inny Polak z Erasmusa i trochę ludzi z Ameryki Południowej. Oczywiście, praca częściowo nas ograniczała, ale nie czuję, żebym coś stracił. A przede wszystkim zrozumiałem, że nie trzeba być bogatym, by jechać na studia za granicę.

Zamieszkałeś w końcu w akademiku?
I to jakim! W starym, postsowieckim bloku! Miał 10 klatek schodowych, siedem pięter, na każdym ludzie z Erasmusa, jakieś 200 osób. Byliśmy różni, ale mieliśmy poczucie, że jesteśmy jednością. Od wymiany minęły trzy lata, a ja do dziś mam przyjaciół we Francji, w Hiszpanii, Turcji oraz poczucie, że nie jestem sam w Europie. To największa wartość programu.

To główny wniosek twojej pracy magisterskiej?
Wróciłem z Czech na drugi semestr ostatniego roku studiów i zacząłem bardziej interesować się programem. Podjąłem decyzję, że napiszę pracę o roli programu Erasmus+ w procesie kształtowania międzynarodowych kontaktów społecznych na podstawie integracji europejskiej. Przeprowadziłem wywiady z uczestnikami programu z Francji, Hiszpanii, Włoch, Węgier, Polski. Większość moich rozmówców przed wyjazdem nie miała znajomych za granicą. Teraz mają ich na całym świecie. Język angielski stał się dla nich naturalny. Moi rozmówcy wypowiadali się też pozytywnie na temat integracji europejskiej. No i pozbyli się stereotypów. Odkryli, że jeden Hiszpan może być leniwy, ale inny pracowity.

Jak dalej rozwijała się twoja miłość do Erasmusa?
Po powrocie na Instagramie zobaczyłem story znajomego z Czech, który pochwalił się tygodniowym wyjazdem na Erasmusa. Od niego dowiedziałem się, czym są wymiany młodzieżowe. Zapisałem się do grup na Facebooku. Pojechałem na wymianę do Turcji, gdzie przez tydzień w międzynarodowym towarzystwie uczyłem się o recyklingu i zero waste. O wymianach studenckich wie sporo osób, ale o wymianach młodzieżowych mało kto słyszał. A szkoda. Ja od razu zacząłem szukać kolejnej. Miałem w marcu zeszłego roku znów jechać do Turcji, ale zaczęła się pandemia i projekt odwołano.

Za to udało ci się pojechać na staż absolwencki.
Praktyki studenckie i staże absolwenckie to kolejne mniej znane opcje Erasmusa. Warto z nich korzystać, choć procedura aplikacji wygląda inaczej niż w przypadku wymiany studenckiej. Trzeba samemu znaleźć firmę lub organizację, która przyjmie nas na staż czy praktyki. Jeśli się zgodzi, otrzymujemy list akceptacyjny, który pokazujemy w biurze współpracy międzynarodowej naszej uczelni i podpisujemy umowę w ramach programu Erasmus+. Ja korzystałem ze strony erasmusintern.org. Na początku szukałem płatnych staży, ale okazało się, że dla absolwentów socjologii nie ma ich wiele. Ostatecznie zdecydowałem się na bezpłatny staż w organizacji pozarządowej z Włoch, która zajmowała się… projektami Erasmusa.

Wyjechałeś po obronie pracy magisterskiej?
Umowa musi zostać podpisana jeszcze w trakcie studiów, choć wyjechać można po studiach. Obroniłem się na początku września, wyjechałem pod koniec. I tak stałem się nie tylko uczestnikiem Erasmusa, ale poznałem go również od kuchni. Na stażu zajmowałem się pisaniem projektów wymian młodzieżowych.

Jak długo trwał staż?
Pięć miesięcy, bo na tyle maksymalnie można dostać dofinansowanie. Ale jeśli się chce, można go przedłużyć, choć bez stypendium. Na stażu znów poznałem mnóstwo obcokrajowców. Mieszkałem z wolontariuszami Europejskiego Korpusu Solidarności, którzy pracowali w tej samej organizacji co ja. Tak poznałem Turka, Portugalczyka, Hiszpana, Tunezyjki i Gruzinki. Robiliśmy wieczory narodowe. Juan przygotował tortilla de patatas, dziewczyny z Gruzji chinkali i chaczapuri. Ja wymyśliłem, że zrobimy pierogi, rosół i racuchy. Tylko źle obliczyłem proporcje ciasta i lepiliśmy pierogi do godz. 23. Zrobiliśmy ich w sumie 197!

Odkryliście podobieństwa między sobą?
Wiele, choćby w powiedzeniach. W Polsce mówi się: „Darowanemu koniowi w zęby się nie zagląda”. W Portugalii nie zagląda się osłowi, ale sens jest ten sam. Po pół roku wspólnego życia stwierdzam, że więcej nas łączy, niż dzieli. Mieszkaliśmy w małej miejscowości w samej końcówce włoskiego buta, 7 km od plaży, gdzie zdarzało nam się spędzać całe dnie. Uciekliśmy przecież od zimy! Mało kto mówił tam po angielsku, więc nauczyłem się włoskiego.

Rozwinąłeś się zawodowo?
Spędziłem mnóstwo czasu na robieniu rzeczy, które mnie ciekawią, napisałem dwa projekty do Erasmusa+, przygotowałem research socjologiczny dotyczący integracji europejskiej. No i największa korzyść: pisząc jeden z projektów, czytałem o narodowych agencjach programu Erasmus+. Z ciekawości sprawdziłem polską agencję. Tak wszedłem na stronę FRSE, gdzie zajrzałem do zakładki praca. Szukano akurat młodszego specjalisty ds. projektów. Wysłałem CV. Był luty i na dobrych kilka tygodni zupełnie zapomniałem o sprawie.

Ale temat powrócił?
Na początku marca wracałem do Polski. Siedzę już w samolocie na lotnisku w Rzymie i nagle dostaję telefon z FRSE, że zapraszają mnie na rozmowę o pracę. Miałem przez to szczęśliwy lot. Rozmowa poszła super, okazało się, że wpisuję się w ten klimat. Zapunktowałem też doświadczeniem ze stażu. Tydzień później już wiedziałem, że mogę zaczynać pracę w Warszawie. Tylko że mieszkałem we Wrocławiu.

Znowu przeprowadzka?
Trzecia w ciągu ostatnich trzech lat. Pewnie gdyby nie Erasmus+, nie miałbym doświadczenia ze zmianą otoczenia i byłoby mi trudniej. A tak podszedłem do tego bez stresu. Mieszkanie w Warszawie znalazłem w ciągu dwóch dni. Żeby było zabawniej, moimi współlokatorami znów są obcokrajowcy. I wciąż czuję się jak na Erasmusie+. Poznałem go już od strony uczestnika, potem koordynatora projektu, a teraz pracownika Narodowej Agencji Programu Erasmus+. 

Erasmus wciąga?
Tak, choć ma to i negatywne aspekty. Gdy pojechałem na wymianę młodzieżową, okazało się, że spotkało się tam mnóstwo znajomych z poprzednich wyjazdów. Poznałem 17-latka z Macedonii, który mówił perfekcyjnie po angielsku i był na piątej wymianie! Widać, że z programu korzystają ci sami ludzie. Pisząc magisterkę, sprawdzałem statystyki. To dane sprzed dwóch lat, ale pewnie nie zmieniły się znacząco: niecałe 2 proc. Europejczyków wzięło udział w Erasmusie, do 30. roku życia – niecałe 5 proc. Wbrew pozorom nie każdy słyszał o programie.

Nowa perspektywa Erasmusa na lata 2021-2027 to zmieni?
Kładzie ona nacisk na to, by projekty były dostępne dla osób z niepełnosprawnościami, wykluczonych. Wierzę, że to się uda i że coraz więcej osób skorzysta z Erasmusa+. Bo warto!

Zainteresował Cię ten tekst?
Więcej podobnych znajdziesz w najnowszym numerze Europy dla Aktywnych 4/2021.