Ważne, ciekawe, interesujące – co się u nas dzieje
-
Europa dla Aktywnych
Data publikacji: 08.03.2022
Jak ukraińskie dzieci radzą sobie w polskiej szkole?
O tym, co polskie szkoły mogą zrobić dla ukraińskich dzieci, mówi Iwona Marciszak, nauczycielka, teolog, absolwentka filologii ukraińskiej, mama czworga dzieci, żona księdza greckokatolickiego, zastępca przewodniczącego stargardzkiego koła Związku Ukraińców w Polsce.
AZ-S: Na początku marca Ministerstwo Edukacji i Nauki podawało, że na 320 tys. uchodźców połowa to dzieci w wieku szkolnym. Uchodźców z każdym dniem jest więcej, ale proporcje się pewnie nie zmieniły. Wydaje się, że ostatnią rzeczą, o której myślą teraz ukraińskie mamy, jest to, aby posłać dzieci do polskiej szkoły. A może się mylę?
IM: Codziennie mam kontakt z rodzinami, które przyjeżdżają do nas z Ukrainy. Pierwsze chwile pobytu w Polsce są dla nich pełne emocji. To raczej czas na przytulanie, na łzy, na poznanie rodziny, do której trafili. Z moich doświadczeń wynika, że dzieci potrzebują wtedy bliższego niż zwykle kontaktu z mamą. Muszą oswoić się z nowym miejscem i z nowo poznanymi osobami. To dla nich bardzo trudna sytuacja, część z nich jest też mocno wyziębiona. Jednak myślę, że za jakiś czas jak najbardziej dzieci powinny trafić do grupy rówieśniczej. Ze strony samorządów i samych placówek jest duża chęć pomocy. Codziennie odbieram telefony od dyrektorów przedszkoli, którzy oferują miejsca dla dzieci.
AZ-S: Z Ministerstwa Edukacji i Nauki płyną sygnały, że powstanie coś w rodzaju podsystemu oświatowego z przeznaczeniem dla dzieci ukraińskich, aby jak najszybciej trafiły do polskich szkół. Jak pani zdaniem powinien funkcjonować taki system?
IM: Myślę, że każdy samorząd będzie indywidualnie rozstrzygał kwestię nauki ukraińskich dzieci w polskich szkołach. W tej chwili trudno cokolwiek przewidzieć. Jeśli dzieci zostaną u nas na 2-3 miesiące, nie będzie potrzeby włączenia ich do klasy z dokumentacją. Jeśli zostaną na dłużej, sensownym byłoby tworzenie oddziałów przygotowawczych i uczenie dzieci języka polskiego. Wszystko zależy od tego, jak potoczy się wojna na Ukrainie. Ci ludzie przyjeżdżają do Polski tylko z jedną torbą nie tylko dlatego, że nie mieli możliwości, aby zabrać więcej rzeczy. Ale także dlatego, że myślą, że szybko wrócą do domu.
AZ-S: Od dawna dzieci z Ukrainy uczyły się w polskich szkołach. W Stargardzie, jeszcze przed wybuchem wojny, uczyła pani języka ukraińskiego grupę 60 dzieci. To całkiem sporo jak na 70-tysięczne miasto. Jak ta nauka była zorganizowana?
IM: Po przyjeździe do Polski rodzice zapisywali dziecko do szkoły, składając wniosek do dyrektora danej placówki. Następnie dzieci były obejmowane nauczaniem na takich warunkach jak obywatele polscy. Z automatu powinny otrzymać opiekę nauczyciela, który pomógłby im wdrożyć się w nowe środowisko i przede wszystkim był wsparciem w nauce języka polskiego. W praktyce różnie z tym bywało. Oczywiście poza nauką w normalnej szkole dzieci uczyły się języka ukraińskiego i historii – w tzw. punktach międzyszkolnych. W moim mieście dla młodszych dzieci taki punkt został stworzony w jednej z podstawówek, dla starszych – w jednym z liceów. Nauka odbywała się tam popołudniami. Dodam, że z ustawy o cudzoziemcach wynika, że szkoła powinna zapewnić dziecku powracającemu z zagranicy dodatkowe zajęcia języka polskiego lub wyrównawcze – i to przez rok. Musi to być przynajmniej jedna godzina w tygodniu, maksymalnie może ich być nawet pięć. Można je wykorzystać na dodatkową historię czy geografię, ale przeważnie są to zajęcia języka polskiego.
AZ-S: Jak dzieci ukraińskie radziły sobie w polskich szkołach?
IM: Im młodsze dzieci, tym szybszy proces adaptacji. Młodsi lepiej są przyjmowani przez grono rówieśników. W starszych klasach pojawiały się docinki na temat np. złych Ukraińców. Z reguły młodzież powtarza dowcipy zasłyszane w sieci. Młodsze dzieci nie wiedzą, o co chodzi, natomiast starsze mocno przeżywają takie sytuacje. Dlatego chciałabym bardzo mocno zaapelować do wszystkich pedagogów, nauczycieli, wychowawców, aby uwrażliwiali uczniów na tragedię, jaka wydarzyła się na Ukrainie. A jeśli dzieci z Ukrainy trafią do naszych placówek, przyjmijcie je bardzo ciepło. Bo jeśli wyczują, że nie są tu mile widziane, to początki w nowej szkole mogą być dla nich traumatycznym doświadczeniem.
AZ-S: Jak bardzo ukraiński system nauczania różni się od polskiego?
IM: Różnic jest sporo, choćby taka, że na Ukrainie wakacje trwają aż trzy miesiące. Program nauczania jest więc zupełnie inaczej rozłożony niż w Polsce. Lekcje zaczynają się tam o godzinie 9, a nie o 8:00 czy 7:30. Dzieci ukraińskie mają też dużo więcej prac domowych. Chwalą sobie, że polscy nauczyciele dużo nie zadają.
AZ-S: Co jeszcze szkoła może zrobić ze swojej strony?
IM: Przede wszystkim znaleźć nauczyciela, który jest dwujęzyczny lub choć w minimalnym stopniu zna język rosyjski i ukraiński. O nauczycieli języka ukraińskiego pewnie będzie trudniej, w Stargardzie jestem jedyna. Ale część dzieci przyjeżdża ze wschodniej Ukrainy, one – mimo że są wielkimi patriotami – rozmawiają w języku rosyjskim. Na pewno samopoczucie uczniów będzie lepsze, jeśli nauczyciele będą zwracali się do nich w ojczystym języku. Najgorzej jest wtedy, gdy dorosły uśmiecha się do dziecka, coraz bardziej podnosząc głos i myśląc, że maluch go zrozumie. Nie tylko nie zrozumie, ale i się przestraszy.
AZ-S: Rozmawiać z nimi o wojnie czy lepiej unikać tego tematu?
IM: Nie unikać, ale też nie epatować nim, o nic nie wypytywać. Być może dziecko samo zechce opowiedzieć o swoich doświadczeniach, zabrać głos na temat wojny. Nie róbmy nic na siłę.
AZ-S: Na pewno ważną rolę mogą odegrać asystenci międzykulturowi. Ale skoro brakowało ich jeszcze przed rozpoczęciem wojny, gdzie znaleźć ich teraz?
IM: W Stargardzie nie mamy żadnego asystenta do dzieci z zagranicy. W całym kraju brakuje asystentów dla cudzoziemców. Nie wiem, czy w województwie zachodniopomorskim jest choć jedno miasto, które z takimi asystentami współpracuje. Wcześniej radziliśmy sobie bez ich pomocy, ale teraz na pewno ich wsparcie jest bardzo potrzebne. Podobnie jak opieka psychologiczna i psychoterapeutyczna. Dobrym pomysłem będą warsztaty międzykulturowe.